O mnie

Moje zdjęcie
W rzeczywistości nazywam się Zofia Ziętek, mam dwadzieścia dwa lata i studiuję dietetykę na SGGW. Mam dużo pasji, ale pięć podstawowych to słuchanie muzyki, jazda transportem publicznym, pisanie opowiadań, rysowanie i jazda na rowerze. Chciałabym w przyszłości być albo laborantem, a jak to nie wypali to chciałabym robić coś związanego z dietetyką. Kiedyś chciałam być komornikiem, jakoś przez dwa lata tak miałam, ale potem skapnęłam się, że prawo to nie moja bajka. Ja nie żartuję. Co najważniejsze, tak aby nie było wątpliwości: Nie toleruję przez wielkie N społeczności LGBT i jest mi z tym zajebiście. I proszę odjaniepawlić mnie się z moralizatorską mową, bo wasze wywody tylko sprawią, że będę głośniejsza ze swymi poglądami, a i tak nie zmienię swojego zdania. :-) Fandomy, do których należę, to KatyCats/Animals/Little Monster/Undead Army/Zealots/BL3NDERS i jeszcze w pytę innych, nienazwanych. Wielbię Zardonica, Zardonic to Nadbóg i nie da się go nie wielbić. Obecnie napierdalam grę w Scratchu, będzie zajebista. Na Bloggera niedługo wrócę, przenosząc tu moją Samoanalizatornię oraz dalej pisząc bloga o lekach OTC.

Informacje

...

poniedziałek, 27 maja 2019

Rozdział LXXIX – Wieczne szczęście.

Po opowiedzeniu mojej historii mym wnuczkom, żyłam jeszcze trzydzieści pięć lat, czyli dożyłam łącznie, mówiąc w ludzkich liczbach, stu pięciu lat, ale wiadomo, że w moim wypadku miałam ich ponad dwa tysiące. Żyło mnie się dobrze, nie musiałam się niczym martwić, gdyż miałam wokół siebie mych ukochanych. Kiedy umierałam, szczerze mówiąc, nie bałam się tego, że zostawiałam moją rodzinę na tym świecie. Wiedziałam, że w końcu spotkałabym się z nimi w drugim świecie, co prawda po wielu latach, ale jednak. Fakt, żal mi było tylko tego, że opuszczałam Wielkiego Elektronika, no bo on był nieśmiertelny, więc już nigdy więcej bym się z nim nie spotkała.


No, ale w końcu umarłam. Po śmierci, przez około pięć minut, a przynajmniej tak mnie się wydawało, widziałam czarne tło. Po tym czasie natomiast, zauważyłam jakieś ciemne pomieszczenie. Jedyne światło, jakie się tu dostawało, pochodziło z przejścia, za którym było całkowicie biało. Po prawej stronie od nich, znajdowało się jakieś złote, owalne lustro. Gdy natomiast spojrzałam w dół, obok mnie ujrzałam stojącą Kostkę Towarzyszącą oraz pasek, dzięki któremu taszczyłam ją na plecach niegdyś, gdy musiałam opuścić silos.


Podejrzewałam, że trafiła tutaj ze mną dlatego, że prosiłam w testamencie, aby mnie z nią pochować. Był to jedyny przedmiot, który chciałam zabrać ze sobą, wszakże była to moja przyjaciółka. Tak, wiem że to był tylko przedmiot, no ale ja byłam do niej przywiązana. W każdym razie, przyczepiłam do niej pasek, podniosłam ją i zarzuciłam sobie na plecy. Następnie, podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim.


Przez chwilę widziałam siebie w takiej postaci, w jakiej byłam w chwili śmierci. Jednak, po tym czasie, ujrzałam jasny błysk, a następnie zobaczyłam siebie w takiej postaci, w jakiej byłam za młodu, a dokładniej tuż po upadku Kombinatu. Nie wiedziałam, że po śmierci miałam wyglądać tak jak kiedyś. Myślałam, że tutaj wyglądało się tak jak w momencie śmierci, no ale w sumie, gdyby tak było, to Breen nie mógłby rozpoznać moich rodziców, a mówił mi, że widział ich dwa razy. No, ale nie rozmyślałam nad tym zbyt długo, gdyż i tak nie zrozumiałabym, dlaczego tak się tutaj działo. Otóż, chwilę potem, przeszłam przez białe drzwi i, po zrobieniu tego, zobaczyłam przed sobą jakąś istotę.


Była to wysoka, okapturzona postać. Nie widać było jej twarzy, gdyż była zasłonięta przez owy kaptur. Widać było tylko czerwone, świecące oczy. W ręku trzymała zegar na łańcuszku.


Chwilę później, przemówiła do mnie kobiecym głosem:

Ramoninth Arconth Nereil. Czekałam na ciebie. Jesteś w moim domu, do którego trafiają dusze zmarłych osób. Chodź za mną. Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Wydaje mnie się, że będzie ci się tam podobało.

Po czym ruszyła przed siebie. Ja, nie mając wyboru, poszłam za nią. Szliśmy przed długi, ciemny korytarz. Po przejściu jego połowy, kobieta otworzyła drzwi z numerem dziewięćset sześćdziesiąt cztery. Na początku ja miałam zaczekać za nią, a ona sama zajrzała do pokoju. Podejrzewałam, że będę mieć współlokatora, gdyż powiedziała ona:

Witaj ponownie. Przyprowadziłam ci współlokatorkę.

Po czym wyszła i rzekła do mnie:

Wejdź do środka.

Od razu weszłam, gdyż ciekawiło mnie, jakiego współlokatora bądź współlokatorkę będę miała. Po wejściu, ku mojemu wielkiemu szczęściu, ujrzałam, że moim współlokatorem będzie…mój ukochany, Wallace Breen! Chwilę później, powiedział on ze słyszalnym zdziwieniem i radością w głosie:

Ramoninth?

Breen! – zawołałam

I podbiegłam do niego, a następnie rzuciłam mu się w ramiona. Parę sekund później i on mnie przytulił, a następnie powiedział:

Ramoninth…Kochanie…Tyle lat na ciebie czekałem. Nareszcie możemy być razem na zawsze...Tak się cieszę, że cię widzę.

Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę. rzekłam

W końcu mogłam być z nim na wieki. Teraz pozostało mi tylko czekać na moją rodzinę z Ziemi oraz na Claire Farewell, moją przyjaciółkę z świata poznanego przez czarną dziurę. Kiedy zaś emocje opadły, spytałam ze strachem:

A moi rodzice…Na serio też tu są?

Tak, niestety…Tak jak ci mówiłem, są oni tu pod postacią ludzi i najprawdopodobniej nie potrafią zrozumieć, że to, co im zrobiłaś to była twoja zemsta za przeszłość. – odpowiedział

Kurwa…W którym pokoju oni mieszkają?

W sześćset sześćdziesiątym czwartym. Rzadko wychodzą, tak jak wspominałem, więc może się nie spotkacie tak szybko.

Przynajmniej on rozumiał moją decyzję z przeszłości. Tak się cieszyłam, że będziemy już razem po wsze czasy. Jednak, chwilę później, Breen najprawdopodobniej zauważył, że nadal mam jego płaszcz, gdyż uśmiechnął się i rzekł:

Widzę, że nadal masz przy sobie mój płaszcz…

Tak…Była to jedyna rzecz, która kojarzyła mnie się z tobą i twoją dobrocią. Poza tym, raz rzeczywiście uratował mi życie. – odparłam

Wiem, widziałem ten moment twojego życia. Zawsze cię obserwowałem, co zapewne wiesz.

Tak, wiem. W ogóle, to wypadałoby ci już go oddać.

Zatrzymaj go sobie na zawsze. Mnie się już nie przyda.

Serio? Dzięki.

Lecz, porozmawialiśmy ze sobą jeszcze przez bardzo dużo czasu, gdyż przecież nie widzieliśmy się tyle czasu. Rozmawialiśmy na różne tematy, gdyż w końcu nie mieliśmy jednego tematu, na który chcielibyśmy pogadać.


Lecz, od teraz, żyłam w tym świecie, jeśli oczywiście można to miejsce było nazwać światem. Po wielu latach, dołączyła do mnie moja rodzina oraz późniejsza rodzina mych wnuczków, a także moja przyjaciółka, Claire Farewell. Fakt, było mi trochę brak Wielkiego Elektronika, szczególnie że wiedziałam, iż on był nieśmiertelny, więc nigdy byśmy się już nie spotkali, ale cieszyłam się, że chociaż większość mych ukochanych i przyjaciół była tu ze mną. Z moimi rodzicami, co prawda, nie pogodziłam się aż do teraz, ale to dla mnie nie było istotne. Ci, którzy byli dla mnie najważniejsi, w większości, w końcu do mnie dołączyli. Dzięki temu, byłam już szczęśliwa po wsze czasy.


KONIEC

Rozdział LXXVIII – Normalne życie i koniec opowiadania historii.


Moją dalszą historię przedstawię wam w formie streszczenia, ponieważ nie była ona na tyle ciekawa, aby opisywać ją szczegółowo. Otóż, od pewnego momentu zaczęłam chodzić do liceum zaocznego. Tak, te wszystkie wspaniałe przygody, o których wam opowiedziałam, miały miejsce w momencie, gdy miałam ledwo wykształcenie podstawowe. Oznacza to, że z nim także można coś osiągnąć, jak coś. Chodziłam do tego liceum, na jego końcu oczywiście zdałam maturę wiadomo, z polskiego, matematyki podstawowej i rozszerzonej, angielskiego podstawowego i rozszerzonego, informatyki, biologii i chemii, nieskromnie mówiąc na ponad dziewięćdziesiąt procent, po czym poszłam na studia dzienne. Najpierw poszłam na informatykę i zrobiłam z niej magisterkę, a potem na biotechnologię i z niej zrobiłam doktorat. Nie pracowałam w czasie studiów, gdyż Wielki Elektronik pracował, więc on mnie utrzymywał. W każdym razie, do dzisiaj nie może zrozumieć, dlaczego z informatyki zrobiłam tylko magisterkę, a z biotechnologii już doktorat, mimo iż tłumaczyłam mu, że z informatyką nie zamierzam wiązać kariery naukowej, a doktorat z biotechnologii zrobiłam właściwie dla przyjemności, bo lubię tę dziedzinę nauki. Potem, bardzo długo szukałam pracy, aż w końcu znalazłam ją przypadkiem w tej samej firmie, w której pracował i do dziś pracuje mój ukochany. Kiedy miałam, mówiąc w latach bardziej ludzkich, trzydzieści pięć lat, urodziła się wasza mama i w sumie, wiele lat potem, gdy dorosła i poszła do liceum, poszła w nasze ślady, czyli poszła na informatykę, a potem na medycynę. Z informatyki zrobiła też tylko magisterkę, a z medycyny doktorat, co RÓWNIEŻ Wielki Elektronik do dzisiaj jej wypomina, nie wiedzieć czemu. Kiedy zaś wasza mama miała trzydzieści lat, urodziliście się wy. A teraz siedzę tutaj z wami i jestem waszą babcią. Oto cała historia Ramoninth Arconth Nereil.

Po tej opowieści, która na dobrą sprawę trwała z sześć godzin, zapanowała cisza. Jednak, parę minut później, Grzegorz spytał:

TY to wszystko PRZEŻYŁAŚ?!

Tak. Nie opowiadałabym wam tutaj nieprawdziwej historii, gdyż, bądźmy szczerzy, przy opowiadaniu mej historii nie umiem kłamać i od razu wydałoby się, że zmyślałam. Poza tym, nie miałam powodów, aby tracić czas na okłamywanie was. – odpowiedziałam

Ale…Pan Kleks, Wielki Elektronik, Bajdocja, Planeta Mango, gubernator Manuel Karmello de Bazar, fantomizator, Imperium…To wszystko pochodzi z filmów „Podróże Pana Kleksa” i „Pan Kleks w kosmosie”! Nie mogło się wydarzyć naprawdę! – zawołała Klara.

A Wallace Breen, Gordon Freeman, Alyx Vance, Eli Vance, Judith Mossman, Kombinat, City 17, Cytadela, Overwatch Nexus, Rdzeń Cytadeli, Nova Prospekt, Borealis, Advisory, Ochrona Cywilna, Żołnierze Kombinatu, Elita Żołnierzy Kombinatu, Zabójczynie Kombinatu, Stalkerzy czy nawet karabin pulsacyjny oraz działo grawitacyjne, etc. To gry „Half-Life 2”, jej dwa epizody oraz beta tej gry! Tego nie mogło być w rzeczywistości! – rzekł Grzegorz.

Natomiast Aperture Science, GLaDOS, Portal Gun, Wheatley, rdzenie, te trzy żele, Cave Johnson, Caroline, te wszystkie testy, itp. To całe gry „Portal” i „Portal 2”! Nie mogło to być prawdziwe!

Poza tym, „Mann Co.”, Skaut, Żołnierz, Pyro, Demoman, Gruby, Inżynier, Medyk, Snajper, Szpieg, RED i BLU to gra „Team Fortress 2”! Tego w prawdziwym świecie być nie mogło!

Kurde, jestem prawdziwy! Tak trudno to zrozumieć?! – usłyszeliśmy z drugiego pokoju głos Wielkiego Elektronika.

W tym momencie, cicho zaśmialiśmy się, po czym rzekłam:

Ależ mogło. Te gry i filmy są oparte na faktach, tylko mnie tam nie ma, bo ludzie chcą po prostu o mnie zapomnieć i się im nie dziwię. Poza tym, popatrzcie.

Następnie, na dowód, wyjęłam z kieszeni płaszcza Szpiega jego złoty zegarek. Po zrobieniu tego, otworzyłam go i pokazałam mym wnukom. W tym momencie, Grzegorz wziął ode mnie owy zegarek i rzekł, ze słyszalnym zachwytem:

O ja…Prawdziwy zegarek Szpiega z „Team Fortress 2”!

– A poza tym, nie wiedziałam, że sam Wielki Elektronik jest naszym dziadkiem! Myślałam, że to po prostu bardzo podobny do niego człowiek! – zawołała z zachwytem Klara.

Jeżeli nadal nie wierzycie, to popatrzcie. – dodałam, a następnie wzięłam Portal Gun i wystrzeliłam dwa portale.

Jeden wylądował obok mej wnuczki, a drugi nad telewizorem. Widziałam, że patrzyli oni na to z zachwytem.

Takiego czegoś dzisiejsza technologia jeszcze nie potrafi stworzyć. To prawdziwy Portal Gun made in Aperture Science Enrichment Center. – Odparłam

W tym momencie, zresetowałam urządzenie, a Grzegorz podał mi zegarek, który schowałam do kieszeni. Kiedy to zrobiłam, Klara powiedziała:

Czyli jednak, Grzegorz, miałeś rację mówiąc, że nasza babcia jest zajebista.
Po tych słowach, we trójkę zaśmialiśmy się. Ale faktycznie, byłam fajna i skromna w dodatku.


Jednak, chwilę potem, moi wnuczkowie wstali i pobiegli do swoich pokoi. Ja zaś, wzięłam książkę, którą czytałam i kontynuowałam czytanie. Teraz pozostawało mi czekać na śmierć aby dołączyć do mych dwóch ukochanych oraz najlepszego przyjaciela. Co prawda wiedziałam, że będzie mi po śmierci brakowało Wielkiego Elektronika, gdyż ten był nieśmiertelny i, że po mym odejściu będę mogła co najwyżej spotkać się jeszcze z mymi wnuczkami oraz moją córką i jej mężem, ale i tak nie bałam się śmierci. W końcu, pierwsza miłość jest najsilniejsza, a Breen już na mnie czekał w drugim świecie…

Rozdział LXXVII – Szczęśliwe chwile i spotkanie po latach.


Ten miesiąc był cudowny. Spędziłam go w całości z mym pierwszym ukochanym. Codziennie robiliśmy coś wspólnie, aby po prostu jak najlepiej wykorzystać dany nam czas. Byłam szczęśliwa, że chociaż przez miesiąc mogłam przebywać z mym ukochanym Breenem. Szczerze powiedziawszy, nawet nie wiem, kiedy ten miesiąc minął. Codziennie albo gdzieś wychodziliśmy, albo po prostu robiliśmy coś wspólnie w silosie, który jak zapewne wiecie, miałam wynajęty na dwa miesiące. Nawet na ten czas zapomniałam o mojej tęsknocie za Wielkim Elektronikiem.


Jednak, czas mija bardzo szybko, a ja zaczęłam zastanawiać się, co uczynię za kolejny miesiąc. Dwunastego stycznia, dwa dni przed powrotem Breena na tamten świat, wieczorem, gdy oboje szykowaliśmy się już do snu, ja spojrzałam na niego i spytałam:

– Ale…Co będzie za miesiąc? Po tym czasie muszę opuścić ten silos, a nie mam mieszkania.

– Na jakiś czas zamieszkaj w swoim statku kosmicznym, zdobądź wykształcenie, pracę, kup mieszkanie i po prostu żyj jak normalny człowiek. W życiu miałaś już wystarczająco dużo przygód, więc w końcu należy ci się spokojne życie. Po prostu. Wiem, że to co powiedziałem brzmi podejrzanie prosto, ale najlepiej tak zrób. Spróbuj też powstrzymać chęć zemsty na swoich dawnych wrogach, bo uwierz mi, to nic nie da. Oni i tak cię pokonają, gdyż są, co by nie mówić, potężniejsi od ciebie. Sama nie dasz im rady, choćbyś nie wiem co robiła. Po prostu zacznij wieść normalne życie. – odpowiedział

– Myślisz, że ono tak po prostu mnie się uda? Przecież od stworzenia Kombinatu prześladuje mnie jakiś pech. No dobra, może nie od początku mego pierwszego imperium, ale od momentu zabicia moich rodziców. W ogóle…Pamiętam słowa mojej matki na chwilę przed przerobieniem jej na Zabójczynię Kombinatu. „Jeszcze tego pożałujesz! Twoje imperium się rozleci i spotka cię pasmo nieszczęść!” mówiła. Mam wrażenie, że to jej wina i, że to ona przeklęła moje życie.

– Normalnie można by to uznać za zbytnie naciąganie, ale może coś w tym jest. W świecie, do którego trafiłem po śmierci, twoi rodzice też są. Co prawda widziałem ich może z dwa razy, ale jednak są i raz na ruski rok rozmawiają na temat tamtych wydarzeń.

– Cholera. Ja w końcu też umrę, a nie chciałabym ich spotkać. Boję się, że to mogłoby się źle skończyć, mimo iż mam ponad tysiąc lat, więc nie powinni się mną interesować. No, ale w końcu to ja ich przerobiłam na Stalkera i Zabójczynię Kombinatu, więc mogą mieć do mnie pretensje.

– Szczerze, jak umrzesz to pewnie tak szybko się nie spotkacie, bo oni na serio rzadko się pojawiają.

– A właśnie! Czy tam, w tym świecie do którego trafiłeś po śmierci, jest Wielki Elektronik?

– Chyba nie. Nigdy go jeszcze nie widziałem ani nie słyszałem, aby tam trafił.

„Czyżby…?” – pomyślałam, po czym odparłam:

– Czy to możliwe, aby on ŻYŁ?

– Nie mam pojęcia, nie znam go dobrze. Ja cię tylko obserwuję, więc wiem to, co ty wiesz. A z tego co wiem, on nigdy nie wspominał ci nic o tym, aby był nieśmiertelny. – odrzekł Breen.

– W sumie…Alojzy, jego wierny sługa, coś wspominał mi o tym, że oni, a co za tym idzie i Wielki Elektronik, już żyli w czasach, gdy choćby w Chinach panowała dynastia Ming, a to było wieki temu.

– Widzisz. Więc możliwe, że Wielki Elektronik jest nieśmiertelny i nic nie stoi na przeszkodzie, abyście jeszcze kiedyś się spotkali.

– Miejmy nadzieję. Jestem ciekawa, jak mu się żyło beze mnie przez ponad dwa tysiące lat.

– A właśnie, zapomniałbym! Dzięki tobie i twojemu życiu przynajmniej dowiedziałem się, dlaczego o Aperture Science tak nagle ucichło. Szczerze, to trochę śmieszne w swojej tragedii – pracowali nad GLaDOS piętnaście lat, a ta ich zabiła w kilka sekund.

– Mieli pecha, jak widać, albo nieodpowiednio ją stworzyli.

– W sumie, jedno wchodzi w drugie. No, ale najważniejsze, że w końcu się wydostałaś z tamtego miejsca.

– Ja w sumie też się cieszę, że jestem obecnie w miejscu, w którym jestem. Jednak Aperture miało jedną zaletę – dzięki tamtemu miejscu żyję ponad dwa tysiące lat.

– Zawsze to jakaś zaleta.

Po tej rozmowie, która swoją drogą była dość długa, ale jednocześnie nie tak długa jak nasze przeciętne rozmowy w tym miesiącu, przytuliłam się do niego. Chwilę potem, kiedy on odwzajemnił gest, ja zamknęłam oczy i, parę minut potem, usnęłam…


Trzynasty stycznia, czyli ostatni dzień naszego wspólnego spotkania, wykorzystaliśmy jak najlepiej mogliśmy. Ja i Breen po prostu praktycznie każdą chwilę spędziliśmy wspólnie, aby jak najlepiej nacieszyć się sobą. Niestety. Czternastego dnia tego miesiąca, kiedy staliśmy w głównym pomieszczeniu i rozmawialiśmy, nagle za Breenem otworzył się niebiesko-biały portal. Widząc go, mój ukochany rzekł:

– To…W takim razie, ja już muszę wracać do świata zmarłych. Jednak nie martw się, kiedyś się spotkamy, już po twojej śmierci.

Po tych słowach, ja ze łzami w oczach rzuciłam się w jego ramiona. Kiedy on odwzajemnił tenże gest, powiedziałam:

– Będzie mi ciebie tak brakować…

– Nie martw się. Ja zawsze będę podążał za tobą, tak jak robiłem to do tej pory. Pamiętaj też, że kiedyś się spotkamy i wtedy będziemy już szczęśliwi na zawsze. – odparł

Ja jednak, nie chciałam aby mnie opuszczał. Czułam się tak samo jak wtedy, gdy żegnałam go, kiedy umierał. To było okropne, tracić po raz kolejny ukochanego, który jako pierwszy mnie pokochał. Jednak, po chwili, musieliśmy się puścić. Gdy to nastąpiło, rzekł:

– Zobaczymy się wkrótce.

Po czym, na pożegnanie, uśmiechnął się do mnie. Ja zaś, odwzajemniłam uśmiech, mimo iż ciężko było odwzajemnić uśmiech płacząc z rozpaczy. Lecz, chwilę potem, wszedł w portal i, po zrobieniu tego, zamknął się on za nim.


Ponownie zostałam sama. A to był taki piękny miesiąc spędzony z nim…A teraz, znowu zostałam sama jak palec. Tak bardzo chciałabym chociaż spotkać się z Wielkim Elektronikiem, to może poczułabym się lepiej. Jednak jego w tamtym momencie nie było. Parę sekund potem, upadłam na kolana, zasłoniłam sobie oczy dłońmi i jeszcze bardziej rozpłakałam się. Cierpiałam tak samo, jak po jego śmierci.


Lecz, parę minut potem, poczułam na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Od razu, czując to, odwróciłam się i, po zrobieniu tego, nie ujrzałam za sobą nikogo. Wiedząc to, byłam pewna, że to Breen wrócił do obserwowania mnie z zaświatów. Wiedziałam, że był przy mnie, ale jednocześnie nadal mi go brakowało. Trochę paradoks, ale co począć, taka już byłam i w sumie nadal jestem.


No, ale musiałam przeżyć ten miesiąc w silosie sama. W czasie jego trwania, naprawiłam fotel, gdyż fakt, nie wspominałam tego wcześniej, ale właściciel silosu nie miał nic do tego, aby dodawać tutaj rzeczy od siebie, a wręcz było to mile widziane. Zapomniałam wam po prostu o tym wcześniej powiedzieć, wybaczcie mi. Po zrobieniu tego, po prostu spędzałam czas w silosie i poza nim zajmując się różnymi czynnościami. Również, nie wiem czemu, mój statek kosmiczny gdzieś zniknął. Nie podejrzewałam, że ktoś by mi go ukradł, bo kluczyki zawsze miałam przy sobie i one nie zniknęły. Może po prostu gdzie indziej go zaparkowałam? Nie miałam pojęcia, ale najważniejsze, że zabrałam z niego wszystkie moje rzeczy.


Po dwóch miesiącach, w dzień opuszczenia silosu, schowałam do jakieś torby moje ubrania oraz niewielką broń i przewiesiłam ją sobie przez ramię. Mój miecz i Portal Gun zaczepiłam na mych plecach, tak samo jak Kostkę Towarzyszącą, którą przewiesiłam przez ramię, po ówczesnym zaczepieniu jej na jakimś pasku i, po raz ostatni, opuściłam moje dotychczasowe mieszkanie. Po wyjściu z niego, udałam się w kierunku miasta.


Tam, błąkałam się po ulicach dwa dni. Przez ten czas, aby umilić sobie podróż, gdy nikt nie patrzył, rozmawiałam z moją Kostką Towarzyszącą. Fakt, tak jak kiedyś mówiła GLaDOS, nie potrafiła ona mówić, ale ja przynajmniej lepiej czułam się ze świadomością, że miałam do kogo mówić. Jednak, po dwóch dniach, gdy akurat szłam ulicą w ten pogodny poranek, gdyż był on naprawdę ładny w dniu dzisiejszym, nadal zastanawiałam się, co miałam ze sobą zrobić, skoro musiałam opuścić wynajęty silos, a nie wiedziałam, gdzie był mój pojazd. Na plecach nadal taszczyłam Kostkę Towarzyszącą, przewieszoną na mych plecach dzięki paskowi, torbę z mymi rzeczami i ubraniami oraz mój miecz i Portal Gun. Nie miałam pojęcia, gdzie miałam się podziać. Wszakże cała moja rodzina już dawno umarła, a moja jedyna, pozostała przy życiu przyjaciółka była w innym wymiarze.


Lecz, w którejś chwili, usłyszałam za sobą dziwnie znajomy, męski i wręcz hipnotyczny głos:

– Ramoninth?

Słysząc to, odwróciłam się. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam kogoś, kogo nie spodziewałam się spotkać w tym momencie. Był to…Wielki Elektronik. Widząc go, zawołałam z radością w głosie:

– Elektronik! Ty żyjesz!

Po czym, rzuciłam mu się w ramiona. W tym momencie, nieco zaśmiał się i rzekł:

– Mnie też miło cię widzieć.

A następnie poczułam, że pocałował mnie w policzek, pierwszy raz odkąd się znaliśmy. Tak się cieszyłam, że go spotkałam, normalnie nie macie pojęcia. Byłam wtedy taka szczęśliwa, że chociaż on mi na tym świecie został. Poczułam też, że on również odwzajemnił przytulenie. Kilka minut potem, gdy emocje opadły i oboje się puściliśmy, idąc przed siebie, Wielki Elektronik spytał:

– Opowiadaj. Co się działo u ciebie przez ten cały czas, gdy byliśmy rozdzieleni?

– Przygotuj się na przynajmniej dwugodzinną opowieść. – odpowiedziałam

– Już się boję.

W tym momencie, zaczęłam opowiadać to wszystko, co wam do tej pory opowiedziałam, oczywiście od momentu mojej ucieczki z planety Mango. O świecie podobnym do Krainy Grzybów, o czterech latach tortur, które tam przeżyłam, o mojej przyjaciółce oraz ucieczce z nią, o moich nowych mocach oraz zmianach, które mnie dotknęły, o powrocie na Ziemię i trafieniu do Aperture Science, o tym, jak musiałam tam przetrwać z GLaDOS, a potem z Wheatleyem, wspomniałam też o Kostce Towarzyszącej, którą obecnie przy sobie miałam, o tym jak koniec końców GLaDOS mnie uratowała i wypuściła, o moich znajomych z 2Fort oraz o dniach spędzonych tam, o ucieczce po zamordowaniu ich przez naszych przeciwników, o nieudanej próbie zemsty na pozostałych przy życiu wrogach, o szczęśliwych chwilach spędzonych z Breenem i o moim dwudniowym włóczeniu się po ulicy. Opowiadałam mu to wszystko może dwie i pół godziny, łącznie z prezentacją działania Portal Gun oraz moich mocy. A on słuchał uważnie, w ogóle mi nie przerywając, co znaczyło, że ciekawiło go to.


Gdy zaś skończyłam moją długą opowieść, Wielki Elektronik rzekł:

– Czyli chcesz mi powiedzieć, że byłaś przetrzymywana wraz z nową przyjaciółką w psychodelicznym świecie z psychopatą, który zmuszał was do aktorstwa w porąbanych filmach, którego koniec końców zabiłaś przy udanej próbie ucieczki, potem po powrocie na Ziemię zostałaś zamknięta w opustoszałej placówce badawczej, w której na ponad dwa tysiące lat zostałaś zamknięta i zdana na pastwę losu zabójczej machiny, która zanim stała się tym, czym się stała, była normalną kobietą, i po uświadomieniu jej tego znormalniała, a także od niej dowiedziałaś się, że byłaś adoptowana, po czym po wypuszczeniu cię trafiłaś do dwóch konkurujących ze sobą firm, w których ginęliście x razy, aż w końcu jedni wymordowali drugich na zawsze, a tobie udało się uciec, po czym próbowałaś zemścić się na naszym wspólnym wrogu oraz na swoich innych pozostałych przy życiu wrogach, ale ci to nie wyszło, po czym spotkałaś martwego od x lat Breena, który został na określony czas przywrócony do życia i spędziliście wspaniale czas, po czym on znów musiał odejść, a ciebie wywalono z wynajętego silosu i dwa dni włóczyłaś się po mieście rozmawiając z kostką, którą masz na plecach?

– No. Tak było i wiem, że ta historia jest nieprawdopodobna, ale jednak taszczę tu ze sobą dowody na to, że to prawda. – odpowiedziałam

– Wierzę ci. Wierzę ci, bo miałem nieprzyjemność oglądać w Internecie te poronione filmiki, o których mówiłaś. W ogóle nie szło cię na nich rozpoznać, a ja sam potem chyba z dwie noce nie mogłem zasnąć. A poza tym, takiego działa portalowego jak ty masz, nie dostanie się byle gdzie.

– O shitten faken, te filmiki trafiły do sieci?!

– No. Zresztą, sama spójrz.

A następnie wyjął telefon, włączył go i chwilę potem przysunął mi go, przez co dopiero teraz zobaczyłam, w czym właściwie kazano mi brać udział. Filmy były popularne, mniej niż Kraina Grzybów, ale jednak i nie rozumiałam z nich nic. Również bałam się tego co widziałam jak cholera, ale starałam się nie okazywać mego lęku. Kiedy zaś wszystkie się skończyły, rzekłam:

– Nie wiedziałam, że to w ogóle trafiło do normalnego Internetu. 
Podejrzewałam, że te filmiki są tylko w Deep lub Dark Web.

– Współczuję ci, szczerze powiedziawszy. Ja bym nie chciał być zmuszony do brania udziału w czymś takim. – odparł, chowając telefon.

– W ogóle…Gdzie ja mam się teraz podziać? Silos musiałam opuścić, a mój pojazd gdzieś zaginął, a nawet jakby, to nie jest on zdatny do mieszkania na dłuższą metę.

– Jeśli chcesz, możesz zamieszkać ze mną, u mnie w domu.

– Nie sprawi ci to kłopotu?

– Coś ty. W końcu cię kocham, więc chcę dla ciebie jak najlepiej.

– Dziękuję…

– Nie ma za co, kochanie. Po prostu jesteś dla mnie ważna, więc wiedząc, że mógłbym zapewnić ci dach nad głową, nie porzuciłbym cię na ulicy.

Po tej rozmowie, ruszyliśmy dalej w ciszy, czasem tylko na dłużej o czymś rozmawiając.


Jednak, po jakichś około dwudziestu minutach, doszliśmy pod jakiś dość spory dom jednorodzinny. Jak dla mnie, był on bardzo ładny. Był w kształcie normalnego domu jednorodzinnego, tylko od naszej strony miał dobudowany też taki, hmm, jakby to nazwać, nie do końca wypełniony prostokąt. Widoczny był garaż, a dokładniej drzwi do niego oraz podjazd, na którym, po bokach, stały niewielkie latarnie, nawet nie większe ode mnie. Niedaleko garażu, było wgłębienie, w którym było wejście do domu, a do niego prowadziły trzy schodki. Z mej perspektywy widać było też okna po bocznej stronie oraz niewielki balkon. Widać było też cztery okna na dachu. Wokół całego domu widniał wielki, ładny ogród.


Szczerze powiedziawszy, podobał mnie się jego dom. Od razu, widząc go, rzekłam:

– Ładny dom…

– Dzięki. Nieskromnie powiem, że sam go wybudowałem. – odpowiedział

– Serio? Nie wiedziałam, że masz zdolności budowlane.

– Nie osobiście, jak coś, bo wiadomo, że sam bym nie dał rady. Ja tylko stworzyłem plan oraz wykupiłem ziemię, a resztę zbudowali za mnie wynajęci robotnicy.

Mimo wszystko, po tej krótkiej rozmowie, weszliśmy na teren mieszkania i weszliśmy do środka budynku…

Rozdział LXXVI – Dwa spotkania i zemsta.


Otóż, przypomniałam sobie, że przecież moja przyjaciółka Claire Farewell, którą poznałam w tym dziwnym świecie, do którego dostałam się przez czarną dziurę jeszcze mi pozostała. Jednak, po chwili entuzjazmu, uświadomiłam sobie, że…ona przecież mogła już nie żyć. W końcu, skoro los odbierał mi wszystkich, to dlaczego ją miałby oszczędzić? Jednak, wszystko było możliwe, dlatego od razu wyjęłam telefon i napisałam do niej SMS o treści:

Ja: Żyjesz?

Kiedy to wysłałam, ironicznie zaśmiałam się i, cicho, powiedziałam do siebie:

W co ja wierzę…Skoro los zabiera mi wszystkich po kolei, to dlaczego ona, po ponad dwóch tysiącach lat, miałaby żyć?

Jednak, po paru chwilach, usłyszałam dźwięk SMS-a. Od razu, zdziwiona, sprawdziłam go. Okazało się, że był to SMS od mej przyjaciółki. Od razu zaczęłam konwersację. Wyglądała ona tak:

Claire: Jasne, że żyję! Dlaczego miałabym nie żyć?

Ja: No wiesz, minęło już ponad dwa tysiące lat, odkąd się poznałyśmy. Już dawno powinnaś być martwa.

Claire: W miejscu, w którym mieszkam, proces starzenia postępuje o wiele wolniej, niż na Ziemi. W czasie, gdy się poznałyśmy, miałam szesnaście lat. Obecnie zaś, mam czterdzieści lat. J A jak ty żyjesz, skoro mieszkasz na Ziemi?

Ja: To długa historia. Może się spotkamy i ci ją opowiem?

Claire: Czemu nie! Dawno cię nie widziałam! Tylko gdzie, kiedy i o której?

Ja: Masz możliwość dostania się na Ziemię?

Claire: Jako taką mam. :3

Ja: To może spotkajmy się na Ziemi, a dokładniej w Stanach Zjednoczonych, na takim polu niedaleko 2Fort, jutro o czternastej?

Claire: Pasuje. Tylko jeszcze sprawdzę, gdzie dokładniej jest to całe 2Fort i przybędę. :>”

Nie wierzyłam w to, co widziałam. Claire nadal żyła! Czyli los nie zabrał mi wszystkich ważnych dla mnie osób! Byłam ciekawa, co tam u niej, jak się zmieniła oraz czy nadal była taka nieco dziecinna, jak kiedyś. Od razu zaczęłam czekać z niecierpliwością na następny dzień, aby spotkać się z chyba jedyną ważną dla mnie osobą, która mi pozostała.


Następnego dnia, o godzinie czternastej, wyszłam przed mój statek kosmiczny. Kiedy to zrobiłam, po chwili zauważyłam portal, a następnie ujrzałam, że wyszła z niego Claire. Zauważyłam, że od naszego ostatniego spotkania bardzo się zmieniła, przynajmniej z wyglądu.


Była obecnie wysoka. Na sobie miała czarną bluzkę z wysokim kołnierzem z tyłu oraz krótkimi, czerwonymi rękawami. Owa bluzka miała dość spory dekolt oraz widać było spod niej kawałek czarnych ramiączek jej biustonosza. Sama bluzka, u dołu, odsłaniała niewielki kawałek jej brzucha. Na rękach miała długie, czarne rękawiczki bez palców. Na nogach miała długie, czarne spodnie, zakończone u góry czerwonym fragmentem. Miała także czerwono-czarne buty na niewielkim obcasie. Widziałam też, że za plecami wystawał jej jakiś fragment broni.


Widząc mnie, od razu podbiegła do mnie, po czym rzuciła mnie się w ramiona i zawołała:

– Ramoninth! Tak dawno się nie widziałyśmy!

W tym momencie, ja odwzajemniłam gest i powiedziałam:

– Mnie też miło cię widzieć.

Parę minut potem, kiedy oboje puściłyśmy się, Claire rzekła:

– To opowiadaj! Co się u ciebie działo przez ten cały czas?

W tym momencie, zaczęłam jej opowiadać moją historię powrotu na Ziemię, dostania się na ponad dwa tysiące lat do Aperture Science, wypuszczenie mnie z tamtego miejsca oraz o moim późniejszym życiu w 2Fort oraz dlaczego musiałam się z owego miejsca wynieść. Opowiadałam jej to wszystko może z dwie i pół godziny, bo historia była długa, ale nadal była ona krótsza niż to, co wam dotychczas opowiedziałam.


Kiedy skończyłam, na chwilę nastała cisza. Bałam się, że mogłaby mnie wyśmiać, ale w końcu uwierzyła w Kombinat oraz Imperium, więc dlaczego teraz miała mi nie zaufać? Chwilę potem, odparła:

– Mimo wszystko, miałaś bardzo ciekawą historię od naszego ostatniego spotkania!

– Wiem, ale jednak nie była przyjemna. Tak, zmieniłam zabójczą maszynę na lepsze, mam działo portalowe oraz Kostkę Towarzyszącą, ale jednak wczoraj straciłam przyjaciół. – odpowiedziałam

– Zawsze możesz zemścić się na BLU i na Panu Kleksie, o którym kiedyś mi opowiadałaś.

– Wiem i chyba to zrobię. Chciałabym się zemścić też na moich wrogach z czasów Kombinatu, ale oni na sto jeden procent już dawno gryzą piach.

– To w sumie dobrze.

Nie mówię, że to źle. W ogóle…Wiem, że Breen ciągle za mną podąża, ale…tęsknię za Wielkim Elektronikiem, o którym też ci kiedyś opowiadałam. Chciałabym go jeszcze kiedykolwiek spotkać.

– Może go spotkasz! Nie ma rzeczy niemożliwych!

– Chciałabym, ale…To by było zbyt piękne, aby było możliwe. W końcu los zabiera mi wszystkich po kolei, więc dlaczego jego miałby oszczędzić?

– Ale na przykład teraz spotkałaś się ze mną, mimo iż myślałaś, że nie żyję, więc wszystko jest możliwe.

– W sumie…Chciałabym go zobaczyć. Kochałam go i nadal go kocham, a nie widziałam go ponad dwa tysiące lat.

– Myśl pozytywnie, to może niedługo się z nim zobaczysz.

Porozmawiałyśmy ze sobą jeszcze na różne tematy. Między innymi dowiedziałam się, że Claire po prostu ułożyła sobie normalne życie, znalazła męża i przyjaciół w tamtym świecie, pracę, i po prostu do teraz sobie normalnie żyje. Szczerze? Chciałabym mieć takie życie jak ona, proste i pozbawione zbędnych problemów. Wiadomo, na sto procent miała własne problemy, a gdybym nie przeżyła tego, co przeżyłam, nie miałabym wam czego opowiadać, ale chciałabym być normalnym człowiekiem. No, ale dzięki temu wszystkiemu żyję już ponad dwa tysiące lat, więc jakieś plusy to ma.
No, ale po około połowie dnia, Claire musiała wracać do swojego świata. Pożegnałyśmy się i obiecałyśmy sobie, że jeszcze kiedyś się spotkamy, po czym ona otworzyła portal i zniknęła w nim. Gdy portal się zamknął, ja popatrzyłam jeszcze trochę w dal, po czym postanowiłam przyszykować zemstę na Panu Kleksie i członkach BLU.


Zaczęłam od znalezienia odpowiedniego miejsca do tego celu. W Dark Necie wynajęłam pod ten cel jakiś silos, do którego przy okazji doprowadzona była neurotoksyna, gdyż był to silos specjalnie pod cel jakim jest zagazowanie kogoś. Trochę mnie kosztował, ale byłam w stanie wyłożyć pieniądze z konta bankowego rodziców na ten szczytny cel. Poza tym, moi rodzice od dawna nie żyli, więc nie było problemu. Wynajęłam go na dwa miesiące, tak na wszelki wypadek. Potem zaś, udałam się w owe miejsce, aby je sobie przygotować.


Będąc pod silosem, oczywiście przeniosłam do niego moje wszystkie rzeczy z statku kosmicznego, gdyż miałam tam spędzić dwa miesiące. W owym miejscu, zakupiłam jeszcze sporo materiałów, które miały mi posłużyć do budowy fotela, który miałam w mej komnacie w dawnej Cytadeli. Przyszły po dwóch dniach i od razu zaczęłam budować me siedzisko oraz otoczkę wokół niego, gdyż zamierzałam sprowadzić tutaj BLU oraz Pana Kleksa i ich zagazować. Budowa zajęła mi tyle, co oryginału, czyli trzy godziny.


Następnie, zaczęłam rozsyłać do nich wiadomości związane z jakimś istotnym dla nich aspektem życia i podawać adres tego silosu. Do Pana Kleksa wysłałam z nowego e-maila (sorki, ale sądziłam, że on ogarniał jak działał komputer) wiadomość, że doktor Paj-Chi-Wo chciał się z nim spotkać w bardzo ważnej sprawie, a do BLU wysłałam wiadomość, że Gray Mann ma dla nich nowe zadanie, ale że jest ono sporawe, pragnie przekazać im je osobiście, w rzeczywistości. Dzień spotkania ustaliłam dla nich na dzisiaj, na za dwie godziny.


Po zrobieniu tego, usiadłam na mym fotelu, uniosłam się nieco wyżej i odwróciłam tyłem do wejścia. Następnie, wyłączyłam światło i zaczęłam czekać na ich przybycie. Nudziłam się trochę, to musiałam przyznać, ale byłam przekonana, że udałoby mnie się ich zabić. Na BLU zemściłabym się za zabicie mych przyjaciół, a na Panu Kleksie za zniszczenie Imperium oraz za odebranie mi drugiej miłości mego życia, Wielkiego Elektronika. W każdym razie, dwie godziny później, usłyszałam otwierające się drzwi do silosu. Kiedy zaś kroki, które również usłyszałam, ucichły, włączyłam światło i zaczekałam trochę.

– Chwileczkę. Czy czasem nie miałem się tu spotkać z doktorem Paj-Chi-Wo? – usłyszałam zdziwiony głos Pana Kleksa.

– My tu przyszliśmy zgodnie z wiadomością, którą dostaliśmy od naszego zwierzchnika, Graya Manna. Miał nam tu przekazać naszą nową misję. – usłyszałam głos Szpiega z BLU.

– …

– Właśnie też nie rozumiemy, co to ma znaczyć. – odparł Gruby z BLU.

W tym momencie, odwróciłam się i powiedziałam:

– Ależ wy naiwni. Nic się nie zmieniliście. W każdym razie, przyszedł czas na zemstę za to wszystko, co mi zrobiliście.

– Chwiiila. To ty nie zginęłaś po ostatnim? – spytał zdziwiony Skaut z BLU.

– No popatrz, żyję i mam się dobrze. Ja też mam swoje tajemnice, więc wybacz, ale ci ich nie wyjawię.

– Mnie bardziej zastanawia, jakim cudem ty zniknęłaś z planety Mango i pojawiłaś się na Ziemi. – wtrącił się Pan Kleks.

– Uciekłam pojazdem pańskiego znajomego, Wielkiego Elektronika.

A następnie szyderczo uśmiechnęłam się. Chwilę potem jednak, nie chcąc tracić czasu, włączyłam odliczanie do wyemitowania neurotoksyny oraz wieżyczki rakietowe i laserowe, otoczyłam się niewidzialną barierą, która miała mi zapewnić przeżycie, po czym rzekłam:

– Przejdźmy do rzeczy. Macie osiem minut, aby pożegnać się ze światem. Po tym czasie, zabije was neurotoksyna, jeśli oczywiście wcześniej nie zginiecie od wieżyczek rakietowych i laserowych.

Po czym uniosłam moje siedzenie wyżej i zaczęłam patrzeć, jak starali się powstrzymać nadchodzącą śmierć.


Niestety, moje wieżyczki nie były niezniszczalne, bo już nie stać mnie było na taki materiał, więc musiałam improwizować. Z tego też powodu, zaczęli oni najpierw niszczyć wieżyczki, co zajęło im, z tego co widziałam po odliczaniu, dwie minuty. Następnie, chcieli najprawdopodobniej powstrzymać mnie, gdyż Pan Kleks strzelił w mym kierunku swoją mocą, a Żołnierz z BLU wystrzelił w mą stronę rakietą ze swojej broni. To wszystko zatrzymało niewidzialne pole wokół mnie, które w sumie było przydatne.

– To nic nie da. Zabezpieczyłam mój fotel przed waszą próbą zabicia mnie. – odpowiedziałam

Jednak, to nie powstrzymało mej porażki. Otóż, minutę przed wyemitowaniem neurotoksyny, Szpieg gdzieś się przeteleportował, a po chwili wrócił. Gdy to zrobił, liczniki wyłączyły się, tak samo jak emitery neurotoksyny, gdyż przestała ona powoli wydobywać się z wywietrzników. W tym momencie, Pan Kleks zrobił coś, czego nie przewidziałam. Strzelił w jeden z pęków kabli, trzymających mój fotel w tej pozycji, w której był on w tamtym momencie. Przez to, ja nie zdążyłam nawet użyć mej zdolności lewitacji, gdyż ani się nie obejrzałam, spadłam na ziemię.


Nie zamierzałam się poddać. Od razu wstałam, ku zdziwieniu Pana Kleksa, gdyż nie wiedział on o moich nadprzyrodzonych zdolnościach, przywołałam pirokinezę i skoczyłam w ich kierunku z zamiarem zaatakowania. W tym momencie, zaczęliśmy ze sobą walczyć. Miałam nadzieję, że skoro nie mogłam zabić ich neurotoksyną i wieżyczkami, to mogłabym chociaż zabić ich osobiście. Niestety, nawet to mnie się nie udało. W pewnej chwili, kiedy byłam zmęczona walką, a nastąpiło to po około pół godzinie, oni wykorzystali to i, w tym wypadku, Pan Kleks, używając oczywiście do tego swej mocy, odepchnął mnie w kierunku ściany.


Będąc pod nią, chciałam wstać, ale powstrzymał mnie przed tym fakt, że członkowie BLU wycelowali we mnie swoimi broniami. Wiedząc, że gdybym wstała zginęłabym, musiałam po prostu się poddać. Chwilę potem, przemówił Pan Kleks:

– Nie zabijemy cię, jeśli byś się tego obawiała. Jednak zaufaj mi, z nami po prostu nie wygrasz. Musisz przyjąć do wiadomości, że dobro zawsze wygrywa, a ty, jako iż należysz do zła, jesteś zawsze skazana na porażkę.

Jak on mnie denerwował, to chyba nie miał pojęcia. Chociaż w sumie to nie wiem, bo po nim wszystkiego można było się spodziewać. A poza tym, ja wiem, że on nie znał członków BLU osobiście, ale BLU dobre nie było. W końcu oni zabili mi moich przyjaciół oraz prawie zamordowali mnie. Nie zdążyłam jednak zareagować, gdyż odwrócili się i odeszli.

– Swoją drogą, dziękuję za pomoc. – powiedział Pan Kleks, gdy odchodzili.

– Spoko. W końcu też byliśmy zagrożeni. – odparł Żołnierz z BLU.

Chwilę potem, wyszli oni z mego silosu, a ja zostałam sama.


Byłam cholernie zmęczona, szczerze powiedziawszy. Ta końcowa walka nieziemsko mnie wykończyła, ale mimo to, ze łzami w oczach, wstałam i chciałam podejść do mego fotela. Niestety, w połowie drogi, bezwładnie upadłam na ziemię. Byłam tak zmęczona, że nie miałam siły ani iść, ani nawet latać. Słyszałam, jak moje serce szybko biło, a ja sama szybko oddychałam. Na dodatek, po chwili poczułam łzy spływające po moich policzkach. Najgorsze było to, że parę chwil potem, usłyszałam kroki. Nie wiem, czego się bałam, bo w końcu oni sami przyznali, że nie chcieli mnie zabijać. Lecz, w pewnym momencie, usłyszałam znajomy, męski głos:

Skarbie…

Poznałam go. To był głos...Wallace Breena! Od razu, zdziwiona, uniosłam wzrok i spojrzałam w kierunku, z którego dochodził głos. Kiedy to zrobiłam, ujrzałam mego pierwszego ukochanego. Ale…jak? Przecież on lata wcześniej zmarł z wycieńczenia, głodu i odwodnienia. Nie mógł się sam z siebie wskrzesić! Chwilę potem, spytałam zdziwionym i zapłakanym głosem:

B-Breen? Ale…Ale jakim cudem ty żyjesz? Przecież lata wcześniej zmarłeś!

- Zorientowałem się, że jutro zaczynają się święta. Wybłagałem więc siłę wyższą aby pozwoliła mi na ten czas wrócić do mojego ludzkiego ciała. Zgodziła się i tak oto jestem. Będę z tobą do trzynastego stycznia włącznie. Bo w końcu dwunastego stycznia są twoje urodziny, a trzynastego moje. Więc nie byłoby sensu wracać do świata umarłych i znów do świata żywych. – Odpowiedział

Tyle czasu z ukochanym…Mogło być coś piękniejszego? A poza tym, nie wiedziałam, że zbliżały się święta. Sądziłam, że chodziło mu o Boże Narodzenie, no ale śniegu nie było. W sumie, na tym świecie to nie było dziwne. W każdym razie, chwilę potem pomógł mi on wstać, po czym ja rzuciłam mu się w ramiona. Tak dawno się do niego nie przytulałam…A wtedy tak cierpiałam, że potrzebowałam kogoś bliskiego. Chwilę później i on mnie przytulił. Gdy zaś emocje opadły, postanowiliśmy spędzić cały ten czas razem i jak najlepiej go wykorzystać….


Cieszyłam się, że mogłam spędzić czas z Breenem. Jego najbardziej kochałam, bo w końcu to był mój pierwszy ukochany, a jak wiadomo, pierwsza miłość jest najsilniejsza. Skoro miałam taką możliwość, chciałam wykorzystać ją najlepiej jak się dało. A poza tym, może choć na chwilę zagłuszyłabym moją tęsknotę za Wielkim Elektronikiem.